"Rzeczpospolita. Plus-Minus" 19 października 2002 n. 42

JAKICH WARTOŚCI POTRZEBA POLAKOM?

Etyka dla Fortynbrasa

Krzysztof Mądel SJ

W parlamencie, w którym "wszyscy kochają papieża", należy ścigać łgarzy i łapówkarzy. Jednak więcej niż wzniosłe ustawy pomoże tu dociekliwy dziennikarz, który do autentycznego wstydu skłoni przede wszystkim tych, którzy głosowali, a nie tylko tych, na których głosowano.


O moralności w życiu publicznym mówi się w Polsce wyłącznie okazjonalnie. Doroczne raporty Transparency International i większe afery korupcyjne podnoszą fale utyskiwań, analiz i oświadczeń, ale wnet wszystko cichnie i wraca do smutnej normy. Przed kilku laty prawdziwą burzę wywołała Helen Sutch, która opierając się na raportach Banku Światowego i Centralnego Biura Audytorskiego dowiodła, że zablokowanie dowolnej ustawy w polskim Sejmie kosztuje nie więcej niż 3 miliony dolarów. W mediach zawrzało. Parlament nie powołał jednak żadnej komisji, która miałaby sprawdzić, czy to prawda. Indolencja Sejmu w tej sprawie wydaje się co najmniej dziwna, ale jeszcze dziwniejsze jest to, że nie dbają o to ciała społeczne i obywatelskie, mimo iż walka z tak wysoko postawioną korupcją przyniosłaby im nie tylko satysfakcję, ale i uczciwy zarobek.

Na jakich wartościach opiera się życie publiczne Trzeciej Rzeczpospolitej? Czy idzie ku gorszemu, czy może tylko okresowo się chwieje? Politycy obiecują nam sanację sfery publicznej w krótkim czasie - czy warto im wierzyć, czy powinniśmy szukać skutecznego lekarstwa gdzie indziej?

Co tam, panie, w polityce...?

Pod koniec czerwca w jezuickim Centrum Kultury i Dialogu odbyła się debata na temat wartości w życiu publicznym, w czasie której Andrzej Waśko, polonista z UJ i redaktor dwumiesięcznika "Arcana", mówił o potrzebie "etyki dla Fortynbrasów". To trafny postulat, bo takiej etyki w Trzeciej Rzeczpospolitej do tej pory nie sformułowano.

Nowa Polska nie doczekała się etyki na miarę problemów, z jakimi przyszło się jej zmagać. Jedyna poważniejsza dyskusja na temat moralności publicznej toczyła si na początku lat dziewięćdziesiątych i dotyczyła najbardziej ogólnego uzasadnienia rynku i demokracji. Aż do znudzenia powtarzano tezy Maxa Webera o kapitalizmie możliwym tylko na bazie protestanckich cnót, czyli - kalwińskiej pracowitości, samodyscyplinie i wyrzeczeniu. Czy prawdziwy kapitalizm będzie możliwy w kraju katolickim? Czy w drodze do zachodniej cywilizacji zdołamy wyzbyć się nawyku słodkiego nicnierobienia i po prostu zakasać rękawy? Czy uda się nam demokracja? Te ogólne pytania zdominowały ówczesną dyskusję i niestety szybko ją wyjałowiły. A przecież nie były to pytania błahe.

Na ostatnie z nich przekonywającej odpowiedzi udzielił niedawno Jarosław Gowin, który posiłkując się danymi socjologicznymi ustalił, że zwyczajni katolicy nie są obywatelami gorszymi od innych, a wręcz przeciwnie - chętniej niż inni biorą udział w wyborach, wykazują większą wrażliwość społeczną, nie są skłonni do popierania radykalnych ugrupowań politycznych, potrafią oceniać rzeczywistość społeczno-polityczną dojrzalej, z dłuższej perspektywy czasowej (por. "Kościół w czasach wolności 1989-1999", Kraków 1999). To wszystko pięknie, trzeba jednak pamiętać, że zaangażowanie społeczne katolików to nadal ptak rzadki. Ledwie co dwudziesty ochrzczony działa w jakimś ruchu lub stowarzyszeniu, podczas gdy w USA robi to co drugi, a w Niemczech co szósty katolik. Wydaje się, że brak nam jakiegoś ogólnokościelnego programu edukacji obywatelskiej, a także brak ośrodków, które wykonywałyby dla społeczeństwa pracę podobną do tej, którą na użytek elit wykonują środowiska uniwersyteckie czy miesięczniki. Na co dzień i od święta mamy orędzia papieskie oraz działania zapaleńców, takich jak nieżyjący ks. bp Jan Chrapek czy Marek Kotański, a to na pewno nie wystarczy.

... a co na rynku?

Nawet gdybyśmy uznali, że już do pewnego stopnia udało się nam oswoić demokrację, to pytanie o etykę sfery publicznej i rynku pozostaje otwarte. Pojawiło się wiele cennych inicjatyw, ale często są one rozproszone, nie zawsze znajdują kontynuację i bardzo rzadko przedostają się do świadomości społecznej. W warszawskim Instytucie Filozofii i Socjologii od kilku lat działa Centrum Etyki Biznesu kierowane przez prof. Wacława Gasparskiego, które prowadzi imponującą działalność badawczą, stałe seminaria oraz koordynuje prace polskich etyków związanych z biznesem. Dwie prywatne szkoły ekonomiczne (Koźmińskiego w Warszawie i salezjańska w Łodzi) organizują co roku duże konferencje poświęcone etyce przedsiębiorczości. Stowarzyszenie Banków Polskich i niektóre instytucje finansowe podejmują próby sformułowania własnych kodeksów postępowania etycznego. Krzysztof Pawłowski, rektor nowosądeckiej Szkoły Biznesu, przy różnych okazjach powtarza, że nowoczesna, globalna gospodarka potrzebuje uniwersalnego, "katolickiego" ducha, bo zarówno mentalność liberum veto, jak i sola fide (tylko wiara - przyp. red.) prowadzi do bankructwa i marginalizacji (por. "Życie Duchowe" 4/1999). Pojawili się też duszpasterze, którzy myślą podobnie i którzy dla polskich przedsiębiorców organizują specjalne rekolekcje.

Wszystko to ciągle za mało nawet jak na potrzeby poważnej wojny z wiatrakami, a cóż dopiero, gdyby pomyśleć o wojnie zwycięskiej. Tymczasem korupcja pogłębia się w Polsce z roku na rok, społeczeństwo nadal ocenia rynek i sferę publiczną w sposób bardzo ambiwalentny, a elity nadal sprawiają wrażenie uwikłanych w rozterki duńskiego księcia - tak wielkie, że wręcz nie pozwalające działać. Międzynarodowe korporacje co roku przesuwają nas coraz niżej swoich w rankingach zaufania. W zakładzie pracy, urzędzie, a nawet w szkole uczciwy obywatel nadal jest takim samym "frajerem" jak w czasach Gierka czy Gomułki.

Od czego zacząć

Jeśli jest aż tak źle, to stosunkowo niewielkim wysiłkiem możemy sprawić, że będzie lepiej. W przedsiębiorstwie, w którym o wartościach mówi się jedynie z okazji imienin szefa, trzeba znaleźć miejsce na poważniejsze rozmowy o kształceniu, konkurowaniu, ale także o marnotrawstwie i korupcji. Jednak wcześniej ktoś musi udowodnić, że takie rozmowy (seminaria, kursy) są skuteczne i pożyteczne, także w zapisie księgowym. W szkołach kształcących przyszłych lekarzy, urzędników, inżynierów i biznesmenów, w których humanistyka zjawia się jak Piłat w Credo, kurs etyki nie musi być piątym kołem u wozu, ale rodzajem drzwi szeroko otwartych na świat. Żeby to jednak było możliwe, wpierw uczelnie humanistyczne muszą wykształcić takich humanistów, którzy naprawdę potrafią otwierać te drzwi innym.

W parlamencie, w którym "wszyscy kochają papieża", należy ścigać łgarzy i łapówkarzy, ale w osiągnięciu tego stanu więcej niż wzniosłe ustawy pomoże pracowity dziennikarz, który do autentycznego wstydu skłoni przede wszystkim tych, którzy głosowali, a nie tylko tych, na których głosowano. Mediom także potrzebni są moraliści, aczkolwiek najważniejszym moralistą świata medialnego pozostanie widz, bo tylko jemu nie jest wszystko jedno. Żeby jednak widz naprawdę był sobą, musi wiedzieć, na co patrzy i dlaczego to robi, zaś tego może dowiedzieć się tylko w szkole. Dopóki szkoła nie będzie uczyć gramatyki i retoryki mediów, dopóty nadawcy, reklamodawcy i politycy będą stosować wobec widza najtańsze chwyty, niszcząc tym samym ogród, w którym przecież sami chcą zbierać coś, czego nie posiali.

Partie polityczne oraz urzędy publiczne muszą być sprawne, wolne od nadużyć i kreatywne. Bez stałych szkoleń, jasnych ścieżek awansu i egzekwowania odpowiedzialności nie da się tego osiągnąć. Instytucje publiczne muszą jednak przede wszystkim wyzbyć się nawyków totalitarnych, spośród których najgroźniejszym jest pokusa skupiania wszystkich kompetencji w jednym miejscu. Partia, która sama siebie kształci, zawsze będzie się rozmijać z rzeczywistością. Urząd, który sam siebie kontroluje, zawsze będzie skorumpowany. Gmina, która sama wykonuje powierzone jej zadania, zawsze zmarnuje połowę środków. Region, zajęty wyłącznie własnymi problemami, przegapi każdą szansę rozwoju i odstraszy każdego inwestora. Rozsądny inwestor nie uwierzy w niczyje gwarancje, jeśli tam, gdzie spodziewa się fachowej roboty, zobaczy twarze zmęczone wiecznym kombinowaniem. Ten inwestor ucieknie, gdzie pieprz rośnie, gdyż takie są prawa globalizacji.

Nie Hamlet, lecz młody Fortynbras

Dobrze skonstruowana etyka życia publicznego mogłaby w znacznym stopniu zaradzić powyższym słabościom. Musi to być jednak etyka na miarę młodych Fortynbrasów, a nie Hamleta, bo przecież z chwilą naszego wejścia do NATO rozterki Hamleta przestały być najważniejsze. Zaczęły się natomiast dylematy drobnych handlarzy, powiatowych urzędników, dyrektorów, menedżerów, ministrów.

Każdy z tych dylematów zasługuje na uwagę, bo każdy dotyczy nas wszystkich oraz tych, którzy po nas przyjdą. Nie oznacza to bynajmniej, że o dylematach Hamleta powinniśmy zapomnieć, czeka nas przecież wojna z terroryzmem, budowa nowej Europy, rekonstrukcja tzw. polityki wschodniej, a wreszcie żmudna, zaniedbywana przez lata praca w Instytucie Pamięci Narodowej. Jednak dzisiaj moraliści powinni skupić swoją uwagę przede wszystkim na młodym Fortynbrasie. Sprawia on bowiem wrażenie bardzo zgubionego. Wkracza na scenę właśnie teraz. Nie widział duchów ani czaszek, ani scen dantejskich, któreśmy my widzieli. "Dar fortuny", osierocone królestwo duńskie, przyjmuje z niejakim smutkiem i doprawdy nie wiadomo, jak z tym darem postąpi. Dlatego:

1. Etyka życia publicznego nie może ograniczać się do czystego moralizatorstwa, nie może być zbiorem zakazów i zaleceń, ale raczej powinna wyjaśniać rzeczywistość, proponować czytelne i skuteczne procedury działań oraz promować wartości.

2. Te cele osiągnie wtedy, kiedy obficiej skorzysta z dorobku innych nauk, zwłaszcza psychologii społecznej, socjologii, ekonomii, ale także historii. Walka z patologiami życia zbiorowego musi polegać przede wszystkim na zastępowaniu zachowań złych dobrymi. Właściwe stosowanie instrumentów prawnych i administracyjnych jest tu niezmiernie ważne, ale jeszcze ważniejsze jest takie oddziaływanie na kulturę, w wyniku którego obywatele potrafią samodzielnie artykułować swoje cele społeczne i wytrwale do nich dążyć.

3. Nowa etyka życia publicznego powinna podawać zarówno uniwersalne kryteria, jak i szczegółowe procedury, dzięki którym obywatele umieliby rozpoznawać bezpieczne, transparentne, wolne od korupcji instytucje, a jednocześnie skutecznie naprawiać te skorumpowane. Chodzi tu o umiejętność posługiwania się instrumentami demokratycznego państwa, połączoną z umiejętnością doskonalenia tych instrumentów. Obywatel bezradny wobec zastanego porządku bardzo łatwo ulegnie pokusie odrzucenia tego porządku w całości, a w końcu stanie się zwolennikiem takiego porządku, w którym sam poczuje się bezkarny. Stróżem prawdziwej demokracji może być tylko obywatel dobrze obeznany z przysługującymi mu prawami, korzystający z tych praw i choćby w minimalnym stopniu zaangażowany w ich egzekwowanie.

4. Etyka życia publicznego powinna kreować wartości. W pisaniu kodeksu etycznego firmy najważniejszy jest nie kodeks, lecz samo pisanie. Kodeks, który przestaje być przedmiotem debaty, staje się martwym prawem. Nowoczesne technologie zarządzania mogą to jednak zmienić, proponują bowiem taki model współpracy, w którym wzajemna zależność osób staje się coraz bardziej racjonalna, a zarazem coraz lepiej dostosowana do rzeczywistych możliwości każdego z uczestników tej zależności. Umiejętność rozwiązywania problemów, artykułowania emocji oraz efektywnej i elastycznej organizacji pracy należą w tym modelu do podstawowych cnót. Bez gęstej sieci stowarzyszeń zakładanych wszędzie tam, gdzie żyją, uczą się, pracują i wypoczywają ludzie, tych cnót nie nabędziemy nigdy.

5. Etyka życia publicznego powinna się przyczynić do uzdrowienia tożsamości rozmaitych grup zawodowych. W czasach komunizmu wiele z tych grup budowało swoją tożsamość głównie przez kultywowanie pamięci historycznej. Z chwilą pojawiania się Trzeciej Rzeczpospolitej życie przyniosło tak wiele nowych zadań, że środowiska zawodowe nie zawsze umiały sprostać ich wyzwaniom. Zabrakło edukacji "profesjonalnej" i etycznej, zwłaszcza tej, opartej na analizie przypadków, a także szerszej wizji współpracy tych środowisk w ramach jednego organizmu państwowego i społecznego. Pojawiła się natomiast bierna i trudna do przezwyciężenia "solidarność grupowa". Przypominając o uniwersalnych prawach i uniwersalnych celach życia zbiorowego etyka publiczna mogłaby uzdrowić tę sytuację. Przejawem tego zdrowia (a może również jego przyczyną) byłyby wspólne inicjatywy różnych środowisk zawodowych na polu kultury, edukacji i dyplomacji społecznej, a także wspólne inicjatywy charytatywne i rekreacyjne.

Semantyka Hektora

W latach dziewięćdziesiątych niektórzy przedstawiciele dawnego aparatu komunistycznego zainicjowali akcję rozluźniania moralności publicznej, psucia obyczajowości, zmysłu etycznego, ale także zdecydowanie sprzeciwiali się idei rozliczenia moralnego PRL. Symbolicznym reprezentantem tej grupy był i pozostaje Jerzy Urban. Z kolei środowisko "Gazety Wyborczej" świadomie zrezygnowało z moralnego i duchowego etosu, z którego wyrosło, uznając go za nazbyt patetyczny, a nawet szalony. Tę postawę wyrażał slogan: "Wszyscy jesteśmy ubrudzeni PRL-em". Do głosu doszła fascynacja liberalizmem. Hasło komunistycznej emancypacji od ekonomicznych uwarunkowań zastąpiono hasłem liberalnym: "Liczy się tylko gospodarka". Spora część społeczeństwa chętnie przyjęła tę propozycję. Nie chciała, żeby rządy sprawowali moraliści, bo sama miała to i owo na sumieniu.

W Trzeciej Rzeczpospolitej działali także moraliści nieskuteczni, tacy jak Zbigniew Herbert. "Nieskuteczni", bo semantyka Hektora trafiała w pomarksistowską próżnię, pełną lęków, przesądów i emocjonalnych zapożyczeń. Pokolenie lat dziewięćdziesiątych żyło już innymi problemami i jak każde nowe pokolenie nie umiało uznać "przedwojennych" wzorców za własne. Potrzeba nam zatem nowej, funkcjonalnej etyki na miarę wyzwań naszych czasów. Etyki mówiącej o człowieku szczęśliwym - tym, który nie wątpi, iż mu wiele dano, i który na szczęście żyje dla innych.

KRZYSZTOF MĄDEL SJ

Autor jest księdzem jezuitą, wykładowcą etyki społecznej w Wyższej Szkole Filozoficzno-Pedagogicznej "Ignatianum". Powyższy tekst wygłosił na międzynarodowej konferencji "Wartości w życiu publicznym" zorganizowanej 15-16 października 2002 r. w Oświęcimiu przez Centrum im. Mirosława Dzielskiego i Fundację Konrada Adenauera.

 

(C) Copyright by Presspublica Sp. z o.o.